ŚWIĘTA RODZINA (SAGRADA FAMILIA)
Zdobywca Grand Prix MFF Era Nowe Horyzonty 2006 w kinach od 21 września!
"Moje kino jest moją intuicją nie rozumem." Sebastián Campos
"Wspaniały debiut - mroczny i fascynujący". Jonathan Holland, VARIETY
"Sebastián Campos jest chilijskim Almodovarem. Tak samo prosty, jak i transcendentalny." La segunda
PRASA O WERDYKCIE MFF ERA NOWE HORYZONTY 2006:
"Zgadzam się z publicznością, która za najlepszy film uznała "Świętą rodzinę" z Chile. Znakomicie udało się reżyserowi dotknąć tragedii z pozoru schematycznych (skrywany homoseksualizm, zazdrość i zdrada, strach "wyzwolonych" dwudziestoparolatków przed seksem), a jednak prawdziwych, bo dotykających konkretnych ludzi, dla których jedynym dostępnym doświadczeniem metafizycznym jest narkotykowy odlot" GAZETA WYBORCZA
"/.../ publiczność przyznała Grand Prix chilijskiej "Sagrada familia" Sebastiana Camposa. To kameralna opowieść o rozpadzie rodziny skupiona na emocjach. Dla takiego kina młodzi ludzie przyjechali na 11 do Wrocławia" RZECZPOSPOLITA
"Święta rodzina to opowięść o poszukiwaniu własnego miejsca na ziemi, chilijskie "American Beauty", manifest powrotu do najprostszych uczuć" ŻYCIE WARSZAWY
"Laureata głównej nagrody festiwalu Era Nowe Horyzonty wskazała w głosowaniu publiczność. Święta rodzina od początku była faworytem." GAZETA WYBORCZA
O FILMIE:
Sebastián Campos nakręcając film zaledwie w ciągu trzech dni, jedynie z zarysem scenariusza, bez żadnych dialogów, stworzył jeden z najlepszych filmów roku. Był to projekt ryzykowny, ale zgodnie z zamierzeniem udało się przedstawić charakter latynoamerykańskiego społeczeństwa.
Akcja rozgrywa się podczas Świąt Wielkanocnych w nadmorskim domu pewnej rodziny architektów. Już od pierwszej chwili jesteśmy świadkami tarć w relacjach między jej członkami, które nasilają się kiedy przyjeżdża Sofia, narzeczona syna. Osoba zmysłowa, emocjonalnie absorbująca, która przywozi ze sobą kosmetyczkę pełną narkotyków...
Święta rodzina to wspaniały przykład filmowej improwizacji. Sebastián Campos nagrał w ciągu zaledwie kilku dni 70 godzin zdjęć, z których przez następne 7 miesięcy komponował swoją opowieść. Aktorzy improwizowali godzinami przy włączonej kamerze sceny, w których równie wielką rolę jak wskazówki reżysera, odgrywały ich osobiste doświadczenia życiowe i wzajemne prywatne relacje. W połączeniu z surową estetyką paradokumentalną powstał film opowiadający szczerze, aż do bólu, o konfliktach, które obecne są w każdej rodzinie. To przede wszystkim ten uniwersalny wymiar filmu zapewnił Świętej rodzinie międzynarodowy rozgłos.
Film zdobył też wiele innych prestiżowych nagród: najlepszy film, nagroda FIPRESCI Festiwalu Filmów Latynoamerykańskich Tuluza 2006; specjalne wyróżnienie za debiut MFF Austin 2006; nagroda SIGNIS na BAFICI Buenos Aires 2006; nagroda Festiwalu Tout Ecran Genewa 2005; specjalne wyróżnienie Festiwalu Latynoamerykańskiego Lleida 2006; najlepszy aktor Festiwalu Filmów Latynoamerykańskich Viña del Mar 2005
WYWIAD Z REŻYSEREM
Czy według Pana, żeby być dobrym reżyserem konieczne jest ukończenie szkoły filmowej? Moim zdaniem, każdy może zacząć jak chce. Kreatywności nie da się nauczyć. Jest wielu i fantastycznych, i kiepskich reżyserów, którzy ukończyli szkoły filmowe, ale jest też wielu genialnych reżyserów-samouków. To zależy od indywidualnej osoby. Myślę jednak, że szkołę filmową należy skończyć, bowiem w niej uczymy się ideologii i historii kina, poznajemy wiele różnych opinii i mamy okazję wziąć udział w niejednej debacie na temat kinematografii. Dla mnie szkoła filmowa była bardzo ważna.
Jakie filmy Pan lubi? Podobają mi się różne gatunki kina. Staram się oglądać wszystko, jednak dla mojej pracy najważniejsze jest nowe kino chilijskie z przełomu lat 60. i 70. W nich znajduję inspirację. Świętą rodzinę zrobiłem właśnie w klimacie filmów z tamtego okresu; przede wszystkim mam na myśli jej charakter dokumentalny i przedstawioną rzeczywistość. Z drugiej strony, bardzo lubię filmy Johna Cassavetesa i Larsa von Triera. Jednak największy wpływ ma na mnie kino chilijskie, takie filmy jak - Chacal de Nahueltoro (1969, Miguel Littin), Valparaíso Mi Amor (1969, Aldo Francia) i Palomita Blanca (1973, Raúl Ruíz), absolutnie genialne, do dziś oglądane i cenione.
Jaki jest Pana film idealny, o którym mógłby Pan powiedzieć: to ja powinienem go zrobić? To zależy. Wielki wpływ i na mnie, i na kształt Świętej rodziny miało zarówno nowe kino chilijskie, lecz także takie filmy jak - Teoremat (1968, Pier Paolo Pasolini), Faces (1968, John Cassavetes), Uroczystość (1998, Thomas Vinterberg) i Przełamując fale (1996, Lars von Trier). Jednak, jeśli miałby nastąpić koniec świata, a ja mógłbym ocalić trzy albo cztery filmy, byłyby to - 2001: Odyseja Kosmiczna (1968, Stanley Kubrick), Vertigo (1958, Alfred Hitchcock), Powiększenie (1996, Michelangelo Antonioni) i Solaris (1972, Andriej Tarkowski), które moim zdaniem doskonale odzwierciedlają XX wiek.
Jakie historie lubi Pan przedstawiać? Wszystko, co do tej pory nakręciłem opiera się na historiach autentycznych, które ktoś mi opowiedział, albo które sam widziałem. Święta rodzina też jest prawdziwą historią. Z drugiej strony lubię też melodramaty. Historie, które opowiadają jakiś prawdziwy dramat, ale językiem współczesnym, bardziej wymagającym i tonem nie do końca wiarygodnym. W tym czuję się najlepiej.
Jaki był punkt wyjścia dla Świętej rodziny? Już cztery lata temu pracowałem nad pewnym sposobem kręcenia filmów, który teraz wykorzystałem do Świętej rodziny, tj. napisanie bardzo krótkiego scenariusza bez dialogów, który ma na celu całkowitą improwizację, a ja zajmuję się zarówno reżyserowaniem, filmowaniem i montażem. To był mój sposób i pomysł na kręcenie historii, który zawsze chciałem wykorzystać przy realizacji filmu pełnometrażowego. Potem pojawiła się historia, którą opowiedziała mi znajoma - dziewczyna jedzie do domu swojego chłopaka, tam poznaje jego rodziców, a wszystko kończy się wielką katastrofą. Zacząłem więc pisać scenariusz. Historia wprawdzie zmieniła trochę swój bieg, ale esencja pozostała.
Czy może Pan nam opowiedzieć o pojęciu etyki w Świętej rodzinie? Dlaczego wybrał Pan właśnie taką formę pracy? Taka zawsze była i jest moja forma pracy. Wiążę się ona z tym, w jaki sposób nauczyłem się pracować i jakie narzędzia miałem do dyspozycji. Doszedłem do wniosku, że w taki sposób mogę nakręcić film długometrażowy. Zaważyły na tym również możliwości technologii cyfrowej. Żałuję, że takiego filmu nie dałoby się nakręcić siedem lat temu. Fascynuje mnie paradoks technologii cyfrowej, która pozwala z poziomu zaawansowanej technologii powrócić do formy najbardziej prymitywnej. Chodzi mi o to, że dzięki niej sam mogłem robić wszystko: zdjęcia, reżyserię i montaż.
Wyobrażam sobie, że przy takiej metodzie kręcenia, film nabiera dużo większej dynamiki i intensywności, jednak jest dużo mniej przewidywalny... Dokładnie tak! Nie lubię tak po prostu wymyślić filmu w głowie i potem od razu go nakręcić. Nie jest możliwe osiągnięcie dokładnie tego samego, co się na samym początku zaplanowało. Jeżeli natomiast niczego się nie oczekuje i nie zakłada, wszystko, co się stworzy jest pewnego rodzaju wygraną. Dla mnie kręcenie filmu to przygoda, jedna wielka niewiadoma, a sam film to twór powstały dzięki pracy i pomysłom wielu osób. Myśląc o moich ulubionych reżyserach zdaję sobie sprawę, że wszyscy oni są ryzykantami, a nie po prostu publicystami swoich własnych pomysłów. Moim pomysłem na film jest to jak go nakręcić, a nie to, co nakręcić. I właśnie na takiej zasadzie powstała Święta rodzina.
Jak się Panu pracowało z aktorami? Przede wszystkim na początku bardzo dużo rozmawialiśmy. Najpierw ja sam z poszczególnymi aktorami, a potem odpowiednio w parach: ojciec-syn, ojciec-matka, ojciec-dziewczyna syna, itd. Omawialiśmy pojedyncze historie i osobiste odczucia aktorów w stosunku do ról, w które się wcielają. Jednak ani razu nie spotkaliśmy się wszyscy razem, dopiero na planie. W ten specyficzny sposób rozwijaliśmy poszczególne wątki, każdy z osobna, bez dialogów, kręcąc trzy dni bez przerwy, nie dając aktorom możliwości odpoczynku. Chodziło nam o to, by przeżyć ten film, wczuć się w niego całkowicie, a nie po prostu odegrać. Daliśmy aktorom wolną rękę i całkowitą swobodę, przez co nie musieli się zastanawiać nad tym, co robią, tylko po prostu być. Odeszliśmy od tradycyjnego modelu kręcenia. Aktorzy przyparci do muru i pod wielką presją w końcu osiągnęli to, o co nam chodziło, bariera aktor-postać zniknęła. Poza tym, zależało mi, by nakręcić film od środka, a nie z zewnątrz. Nagraliśmy w sumie 85 godzin materiału, a potem praktycznie cały rok spędziłem na tym, by zmontować z tego historię. I tak powstał mój film. Film, który stworzyliśmy my wszyscy, który powstał bez scenariusza i bez żadnego storyboardu. Zgadzam się ze zdaniem François Truffaut: "Film należy kręcić odchodząc od scenariusza i montować go wbrew regułom montażu". Dla mnie każdy kolejny etap filmu to była walka z wcześniejszymi założeniami.
Co Pana zdaniem było najtrudniejsze w tym sposobie kręcenia? Zdecydowanie sam montaż, nad którym, jak mówiłem, spędziłem prawie rok. Do montażu przykładam bardzo dużą wagę, bowiem wprowadzając każdą najmniejszą zmianę mogę sprawić, by jedna rzecz stała się całkowicie czymś innym. Dla mnie prawdziwą esencją Świętej rodziny była nie sama gra, tylko właśnie montaż. Napisałem ten film dopiero po tym jak go nakręciłem, opisałem ręcznie obrazy i dźwięki. Ale nie ukrywam, że była to bardzo ciężka praca. W pewnym momencie zapytałem sam siebie - "co ja właściwie robię? dlaczego tak się męczę? powinienem pracować tak jak pracują inni reżyserowie, mając wszystko wcześniej dokładnie przeanalizowane". Jednak po ośmiu miesiącach powstała wersja, która odpowiadała mi do końca. Sofía Hasbún "LA REVISTA DEL GUION... cada martes en la red"
O REŻYSERZE:
Sebastián Campos (ur. w 1975 roku w Santiago de Chile) w 2001 roku ukończył studia filmowe w Escuela de Cine w Chile. Zrealizował cztery filmy krótkometrażowe, wiele filmów muzycznych i telewizyjnych, m.in. serię dokumentów Mi mundo privado (2006), której bohaterami były wybrane chilijskie rodziny. W jego dorobku jest też dokument Cero (2003), który nakręcił wraz z Carlosem Fuentesem, opowiadający o zamachu terrorystycznym z 11 września 2001 w Nowym Jorku, ukazujący nieznany, nieoficjalny, a zarazem ludzki obraz zdarzeń. Campos często posługuje się techniką cyfrową. Narrację w jego filmach fabularnych cechuje duży ładunek emocjonalny. Stosuje szczególną metodę realizacji filmów - scenariusz pozbawiony dialogów, improwizacja na planie i długotrwały montaż. Tak powstały filmy Ciudad de maravillas (2002) i Carga vital (2003). Święta rodzina (2004), nagrodzona na wielu festiwalach, jest jego pierwszym pełnometrażowym filmem fabularnym.
|
|